Biografia

Ojciec Honoriusz Stanisław Kowalczyk OP 

1935 – 1983

Kim był ojciec Honoriusz?

  • był tym, którego miłość przywracała
    światu utraconą równowagę
  • niósł nadzieję tam, gdzie samotnie, pusto i źle
  • szukał prawdy o życiu dla siebie i dzielił tę drogę z innymi
  • głęboko wierzył, że Bóg pociąga człowieka ku szczęściu
  • dużo wymagał od siebie i od innych
  • promieniował uśmiechem, zarażał radością, życiowym entuzjazmem
  • umiał kochać i być kochanym
  • był człowiekiem modlitwy i czynu
  • miał odwagę myśleć i mówić inaczej niż większość, zgodnie z własnym sumieniem
  • fascynował postawą ofiarnej miłości
  • był silny, gdy inni opuszczali ręce
  • przeciwstawiał się wszelkim formom ideologicznej manipulacji, szedł „tam, gdzie rosną polskie kwiaty”

Najlepsze i najbardziej twórcze lata swego życia zakonnego i kapłańskiego spędził w Poznaniu, a funkcję duszpasterza akademickiego pełnił od roku 1974 aż do tragicznego wypadku i śmierci.

Pociągał ludzi swoim niezmiennie młodzieńczym entuzjazmem, duchową mocą i głęboką wiarą. Kościół Dominikanów stał się ośrodkiem pogłębionego życia religijnego i modlitwy oraz ośrodkiem katolickiej kultury, myślenia kategoriami społecznymi i narodowymi. Zwłaszcza ostatnie lata jego służby były czasem składania szczególnego świadectwa, wymagającego roztropności i nadziei, świadectwa wierności sprawom i ludziom. W czasach “Solidarności” i stanu wojennego poszerzył się krąg duszpasterskiego oddziaływania Ojca Honoriusza. Mieli w Ojcu oparcie internowani, wyrzucani z pracy i ich rodziny.

Kościół Dominikanów stał się nie tylko kościołem akademickim, ale również ostoją dla robotników, rolników i wszystkich, którzy przychodzili tu po nadzieję i moc przetrwania w czasie próby.

Tragiczny i do dziś nie wyjaśniony wypadek samochodowy, który miał miejsce 17 kwietnia 1983 roku pod Wydartowem, poruszył społeczeństwo Poznania. Trzytygodniowa walka o życie Ojca Honoriusza stała się niezwykłym misterium ofiary i modlitwy wielu ludzi. Bóg powołał Ojca Honoriusza do wieczności w dniu św. Stanisława – biskupa i męczennika – 8 maja 1983 roku.

Ojciec Honoriusz uczył nas żyć prawdą, sam nią żył i do końca pozostał jej wierny.

Śmierć Ojca Honoriusza była następstwem niewyjaśnionego wypadku pod Wydartowem niedaleko Mogilna w dniu 17 kwietnia 1983 roku. Półtora roku później w tym samym rejonie został zamordowany Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Skojarzenia nasuwały się same, zwłaszcza gdy oskarżeni opowiedzieli o metodach, jakie stosowali wobec niewygodnych księży. Ojciec Honoriusz był człowiekiem niewygodnym dla systemu, swoim postępowaniem i odwagą odsłaniał jego obłudę, a my byliśmy świadkami różnych form inwigilacji naszego Duszpasterza, jak również jego działań.

Kilkakrotnie wznawiane procesy nie przyniosły jednoznacznych wyjaśnień, ale przynajmniej pokazały, że dochodzenie w tej sprawie od początku nie miało cech rzetelnego śledztwa i spowodowały korektę wyraźnie nieprawdziwych ustaleń dotyczących przyczyn wypadku np. stwierdzenia, że Ojciec zasnął za kierownicą. Okazało się też, że archiwa IV Wydziału SB, dotyczące spraw kościoła i księży, zostały zniszczone.

Ciągle czekamy na wyjaśnienie tej sprawy.

Jednak dla nas, którym dane było dzielić z Ojcem Honoriuszem kilka lub kilkanaście lat życia, najważniejsze pozostaje doświadczenie urody i siły jego niezwykłej osobowości, przyjaźni jaką nas obdarował, jego człowieczeństwa.

Piszę o człowieku, który w pamięci Poznania utrwalił się jako niezłomny obrońca ludzi skrzywdzonych, a zwłaszcza internowanych i ich rodzin. Jest to pamięć ukształtowana z doświadczeń wielu ludzi, do których docierała pomoc materialna, prawna i duchowa. Ośrodek pomocy dla internowanych niezwykle ofiarnie prowadziła grupa ludzi świeckich (warto tu wspomnieć przynajmniej o ujmującej postaci Pani Łucji Łukaszewicz czy o śp. dr Izabeli Dąbskiej), ale wszyscy oni siłę swojego ducha wzmacniali postawą i słowami Ojca Honoriusza.

Okoliczności stanu wojennego wciągnęły duszpasterza studentów w nowy wir spraw i zaangażowań, nie miał on już dla nich tyle co zawsze czasu, ograniczona została liczba spotkań, pokoje duszpasterstwa zamieniły się w ośrodek pomocy. Nigdy jednak nie zostały zawieszone “siódemki” czyli ranne msze akademickie. Tam właśnie najgłębiej odkrywało się źródło bogactwa tego charyzmatycznego wychowawcy.

Sporo już napisano o zewnętrznych zaangażowaniach Ojca Honoriusza, o jego zdumiewających umiejętnościach nawiązywania bardzo serdecznego kontaktu z różnymi ludźmi. Mam wrażenie, że duchową stronę jego osobowości trafnie opisała Alicja, jedna ze studentek, która w dwa lata po śmierci Ojca wspomina jego “siódemki”.

Zasadnicze wskazania Ewangelii, które ojciec Honoriusz nam ciągle powtarzał, a przede wszystkim na których opierał swoje życie można by streścić tak: wierne naśladowanie Chrystusa jest bardzo trudne, lecz niesie z sobą nadzieję spotkania, której wierzącym nikt nie może odebrać. Wiara nie daje recept ekonomicznych czy politycznych, daje jednak przeświadczenie, że to od nas zależy oblicze świata.

W sytuacji stanu wojennego nic nie zmieniło takiej wykładni Słowa Bożego jaką zaproponował Ojciec Honoriusz, ale jakby dopiero wtedy ujawniła się całą jej moc. Do garstki osób zebranych w kaplicy, tych, które nie musiały wyjeżdżać z Poznania podczas przymusowej przerwy w studiach, spowodowanej stanem wojennym, Ojciec Honoriusz tak mówił: nie dajcie się zgnębić, bo jesteście Dziećmi Bożymi. Wolność wyrasta z prawdy, nie z fałszu i zakłamania. Kłamstwo jest słabe, mimo pozorów siły. My mamy znajdować się w Bożej Obecności, to znaczy w prawdzie, mimo, że cena bycia w prawdzie w tych dniach może być dość duża. Ojciec podpowiadał, jak trzeba się znajdować w sytuacji, kiedy kłamstwo używa przemocy i gwałtu. Mówił, że przede wszystkim musimy Boga prosić, żebyśmy mieli moc przeciwstawiania się złu. Każda kontestacja powinna opierać się o Tajemnicę Bożą. Mówił, że uczestniczenie w tajemnicy Eucharystii daje świadomość posłania, rozesłania nas przez Chrystusa. U podstaw tej świadomości leży doświadczenie Bożej Obecności, a przecież dotykamy jej codziennie.

Powoli to wspólne z nami zastanawianie się, jakie Ewangelia podsuwa środki i metody działania, stawało się komentowaniem szczególnych potrzeb tamtych dni, na które każdy z nas powinien umieć odpowiedzieć. “Jezus obchodzi, głosi, leczy choroby, wypędza złe duchy, leczy złamanych na duchu, przewiązuje rany. My też jesteśmy tą zdolnością obdarowani. Cuda mogą się dziać przez nasze ręce. A jeśli się nie dzieją, to pytajmy naszych sumień dlaczego tak jest. I niech nas one zaniepokoją. Nauczał, głosił, leczył, podnosił, wskrzeszał, oczyszczał, wypędzał. O właśnie! Jeżeli należymy do Pana Jezusa, to tak mamy działać. Takie apostołowanie może nie rozwiązuje zaraz układów społeczno – politycznych, ale może nie musi rozwiązywać. Bóg nie wyjaśnia nam wszystkiego; wskazuje na apostołów idących w upale i trudzie z Jego misją. My też mamy tak się trudzić Nasz cel powinien być określony na płaszczyźnie religijnej i narodowej. Nie można tego oddzielać, bo nurt prawdy nierozdzielnie łączy się z podejmowaniem odpowiedzialności. Bóg daje siebie, wyraża się w geście dzielenia chleba. A nasza natura zjednoczenia z Bogiem poprzez Eucharystię powinna być czymś nowym, czymś zbliżonym do tego gestu dawania. To znaczy, że trzeba tak o sobie nie pamiętać, tak pamiętać o drugich, tak wyzwolić się z siebie i nastawić na drugich jak Chrystus. To są jedyne metody w życiu i jedyny cel.

Ojciec miał świadomość, że Jego postawa sprzeciwu wobec przemocy, może spowodować represje. /…/ Dźwiganie takiej świadomości z pewnością nie było dla Niego łatwe, ale tłumaczył sobie i nam, że Chrześcijaństwo domaga się takiej postawy.

Ojciec Honoriusz żył krótko. Kiedy umierał miał 48 lat. Jego pogrzeb zmienił się w milczącą manifestację tłumu Poznaniaków, przeżywających ten fakt jako osobiste osierocenie. Mieliśmy wtedy coś z uczniów oniemiałych na widok Jego śmierci.

Stanisława Borowczyk