Homilie Ojca Honoriusza

Potwierdzeniem spełnionego powołania jest i niniejszy wybór homilii Ojca Honoriusza, przedłużający jego przekaz i komentarz ewangeliczny. Są to jakby ziarna pszeniczne, które nadal mają olśniewać i owocować.
Uderza w nich częstotliwość słowa „prawda”. Tak wciąż upragniona. W tamtych czasach pełnych kłamstwa, a także upragniona w naszych czasach. Wciąż odczuwamy jej brak. Dostrzeganie Tego, który jest Prawdą, Chrystusa, jest ciągłą potrzebą naszych serc.

Ks. Edward Szymanek TChr

(Proszę o naciśnięcie na poniższe nagłówki dla rozwijanie poniższych listów)

Trud życia w prawdzie1

24 listopada 1981
Dn 2,31-45; Łk 21,5-11

Uczniowie i Pan Jezus, ale zwłaszcza uczniowie, stoją przed pięknem świątyni jerozolimskiej, podziwiają harmonię, zwarcie i wspaniałość budowli. Wiedzą, że wewnątrz znajduje się miejsce Święte Świętych. Dlatego przybyli, by czcić w tym miejscu w sposób szczególny Boga. A Pan Jezus, patrząc i słuchając uwag apostołów, mówi, że to wszystko będzie zniszczone, że nie pozostanie kamień na kamieniu. On patrzy w dramatyczną przyszłość, ale mówi:
–Nie trwóżcie się, nie bójcie się. Strzeżcie się tylko, żeby was nie zwiedziono.
Ten obraz przypomina mi coś z istoty naszego życia. Jeżeli człowiek jest w harmonii, jest w zjednoczeniu, ma jakiś jeden cel, zna środki do jego realizacji, jest po prostu jeden, to jest to piękne stworzenie, takie, jakie jest dziełem rąk Bożych. Jest to szczęśliwe stworzenie. A w momencie, kiedy zaczyna się coś w nim rozbijać, dzielić, coś odpadać to jest jak sterta kamieni ze świątyni jerozolimskiej. Stąd prosty wniosek – trzeba wszystko w życiu swoim tak czynić, żeby być zjednoczonym. I trzeba już na tym etapie waszego życia studenckiego wiedzieć, z kim się jednoczyć. Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Otóż to! Trzeba wiedzieć z kim tworzyć taką stałą więź, która przetrwa wszystko. Myślę, że trzeba klękać przed tajemnicą Trójcy Świętej, a Ona będzie mówiła, w jaki sposób się jednoczyć i z Synem, i z Ojcem, i z Duchem Świętym. Są Boskie trzy Osoby, jeden Bóg. Taka jedność! Dzięki czemu? Jakie są jakby chemiczne składniki tego zjednoczenia? Jest tam poznanie, jest tam kochanie wieczne. Dlatego, zakładając w życiu naszym jedność, trzeba podobnie, czy na wzór Boskiej jedności, z tym poznaniem się identyfikować. A na co dzień bardzo szafować Boskim umiłowaniem.
Tymi siłami będziemy jedni i idąc na strajk – który nie jest łatwy – wiem, musicie bardzo uważać, żeby się nie dać w coś niewłaściwego wciągnąć. Trzeba być uważnym. Jeżeli z kimkolwiek tworzyć jakąś więź, rozważyć czy jest to więź w Ojcu, Synu i Duchu Świętym. A druga sprawa: pamiętajcie, że niczego się nie zbuduje nienawiścią. Cena życia w Prawdzie jest wielka, ona wymaga niekiedy trudu. I może te dni nam taką perspektywę zaofiarują. Umiejmy ją przyjąć, Bogu ufając i sobie, i tym, którzy myślą.
____________________

1 Odtwarzane z zapisu magnetofonowego. Homilia ta została wygłoszona w dniu rozpoczęcia solidarnościowego strajku studentów w listopadzie 1981 roku. Po mszy św. z plecakami i śpiworami studenci rozeszli się na swoje uczelnie. Następne homilie, aż do 12 grudnia wygłaszane były podczas mszy św. w salach okupowanych budynków przy ulicach: Szamarzewskiego, Wojska Polskiego, Marchlewskiego i Armii Czerwonej.

Jesteśmy rozesłani1

4 lutego 1982
1 Krl 2, 1-4, 10-12; Mk 6, 7-13

Oto mamy przedstawiony sposób zdobywania świata. Nie trzeba armat, najnowszych arsenałów broni, nie trzeba na ulicach miast czołgów, nie trzeba najwartościowszych ludzi umieszczać we więzieniach, odosobniać. Nie trzeba być bogatym. Można nic nie mieć w trzosie, a tylko sandały na nogach.
Co trzeba natomiast mieć? Trzeba mieć świadomość Bożej obecności. Trzeba mieć moc Tego, który nas posyła. To znaczy – trzeba mieć obecność Chrystusa i moc Chrystusa. Tym się szafuje, tym się żyje. Dopiero, gdy człowiek dzieli się z innymi staje się posłany.
Bóg jest władcą świata i On wskazuje odpowiednie środki działania. Nie człowiek, który bronią chce zdobywać świat. Zdobywanie świata jest zupełnie inne w świetle Ewangelii.
Uczmy się z dzisiejszej Ewangelii, jaką bronią powinniśmy się posługiwać. Trzeba w sobie odnajdować to przekonanie, te arsenały mocy, które Pan Jezus przez chrzest, codzienną Eucharystię w nas składa. Możemy nawet złe duchy wyrzucać, tak jak nam kazał. Bądźmy świadomi naszej siły i tego, że jesteśmy rozesłani. A to rozesłanie zaczyna się od osobistego nawrócenia. Wierzyć Ewangelii, to znaczy wierzyć w tę radość, że Boże Słowo jest w nas w obfitości.
____________________

1 W czasie stanu wojennego siódemki odbywały się nadal. Studenci zgodnie z zrządzeniem władz musieli wyjechać do miejsc stałego zameldowania. Pozostali więc tylko Poznaniacy. Już od 13 grudnia z inicjatywy o. Honoriusza przy Duszpasterstwie Akademickim zorganizowano punkt pomocy dla internowanych i ich rodzin, który funkcjonował jeszcze po śmierci o. Honoriusza.

Drogi zła

5 lutego 1982
Syr 47, 2-11; Mk 6, 14-20

Tak skończył ten1, który poprzedzał całą misję Pana Jezusa, a przecież wiemy, że z Nim pozostał.
Nie można nadziwić się uwodzicielskiej sile owego dziewczęcia. Nie można nadziwić się przewrotności Herodiady. Nie można nadziwić się pięknu, które miesza się z przewrotnością. Uwiedziony przez córkę, król zagalopował się, złożył tę niefortunną przysięgę i kazał przynieść głowę poprzednika Pana Jezusa.
Nadziwić się nie można, jak w sercu owego dziewczęcia, sąsiaduje piękno i wdzięk z myślą tak zbrodniczą.
Można snuć wiele refleksji na temat jak do tego doszło. Myślę, że dzieje się tak wtedy, gdy człowiek składa modlitwę swojemu ciału. Nie jest to modlitwa!
Zamiast służyć Komuś, człowiek służy swojemu ciału i temu podporządkowuje wszystko, najwznioślejsze marzenia i plany.
Wraz z duszą człowieka Pan Bóg kształtuje i ciało. Razem stanowi to piękno ludzkie. Ale nie można niszczyć proporcji. Te dziedziny muszą być w harmonii, muszą podlegać rozumowi i woli. Jeśli człowiek zaczyna modlić się do swego ciała, poświęcać to, co ma najwznioślejszego, swemu ciału, to zbankrutuje bardzo szybko. Wtedy może być piękny zewnętrznie, ale nosi w sobie zarzewie zbrodni. Można być matką i dzieciobójczynią.
Trzeba uchwycić w sobie ten moment, kiedy człowiek zamiast stawać się święty, staje się zbrodniarzem. Trzeba sobie uświadomić ten moment, kiedy rodzi się zbrodnia. Musi być ten moment, jakieś niewłaściwe upodobania, kontakty i potem wszystko inne traci znaczenie. Trzeba stawać przed Chrystusem w całej prawdzie.
Stawajmy przed Chrystusem Zbawicielem! Pewnie, że będąc w Jego zasięgu, nie jest łatwo żyć, ale to jest życie!
____________________

1 Jan Chrzciciel

Mieć moc wyrzucania złych duchów

7 lutego 1982, niedziela
Job 7,1-4, 6-7; 1Kor 9, 16-19, 22-23; Mk 1, 23-30

Liturgia dzisiejsza pokazuje nam postać Hioba, św. Pawła i Pana Jezusa. „Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik… Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczone mi noce udręki”.
Człowiek nie może udźwignąć ciężaru, jaki się na niego zwala. Nie może udźwignąć swym ciałem i swą duszą męczarni, które wtłaczają się w jego życie. Dlatego wierzy i nie wierzy, ufa i traci ufność, bluźni i adoruje Boga. Jest niewinny i czuje się grzesznikiem. Zna świętość i doczesność. W rozdarciu, jakie przeżywa, w swoim cierpieniu i bólu bluźni przeciwko Świętemu Świętych.
Czyż nie można w ten sposób odczytywać losu narodów? Czyż nie można tak odczytać losu naszego narodu? Jeżeli Ojczyzna już się scaliła, ktoś przychodzi, by ją rozerwać, ktoś buduje obozy koncentracyjne (…), wiemy co to jest gwałt i przemoc. I zwala się ciężar, jak w Księdze Hioba, na ludzi odważnych, myślących – „lecz noc wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku”.
Ale Hiob, jeśli te wszystkie bóle wyniesie do adoracji, znajdzie odpowiedź w Człowieku, w tym najbardziej ludzkim Człowieku – Chrystusie. Jeżeli i my przeniesiemy to wszystko, co na nas się zwala, to odpowiedź znajdziemy w Chrystusie.
Tak rozumował św. Paweł. Swoje życie tym scalił – „biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii”. Dla św. Pawła Ewangelia to żywy Chrystus. Żywy, gwałtownie przeżywany i kochany. W tym widzi on sens.
Biada nam, gdybyśmy takiej miłości nie mieli, gdybyśmy jej swoim życiem nie potwierdzili. Biada nam – jak mówi św. Paweł. Biada nam, Polakom, jeżeli tego obowiązku nie uświadamiamy sobie. Jeśli w takiej miłości widzimy sens, wtedy łatwiej rozpoznać portret Chrystusa kreślony ręką św. Pawła. Podkreśla on trzy rysy Chrystusa. Po pierwsze jest to Ktoś, kto głosi – „oto Boże królestwo przyszło i tu jest”. Jest to rys Chrystusa, który prowadzi batalię ze swym odwiecznym przeciwnikiem – diabłem. Tu jest źródło wszystkich cierpień, wszystkich gorączek i fałszów i dlatego Pan Jezus go wyrzuca – milcz i odejdź. Mamy taką siłę, ilekroć jesteśmy obdarzeni świadomością i łącznością z Nim. Mamy z siebie złe moce wyrzucać – nie są one potrzebne ani nam, ani społeczeństwu.
I żeby mieć tę moc wyrzucania złych duchów, trzeba w nawałach pracy umieć tak jak Pan Jezus odejść. „Wszyscy Cię szukają, całe miasta”, a Pan Jezus oddala się na pustynię. Trzeba umieć stworzyć wokół siebie ciszę i milczenie.
To jest rys Pana Jezusa modlącego się. Zapamiętajmy i odnajdujmy te rysy naszego życia chrześcijańskiego dzisiaj. Pan Jezus idzie wszędzie, nie bójmy się! On jest z nami.

Przyjąć prawdę Wielkiego Tygodnia

25 lutego 1982
Pwt 30, 15-20; Łk 9, 22-25

„Patrz. Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować twego Boga Jahwe i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a twój Bóg Jahwe będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Ale jeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz, (…) oświadczam wam dzisiaj, że na pewno zginiecie. (…) Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc, abyście żyli.”
Stoimy więc przed alternatywą – życie i śmierć. Oczywiście życie! Ale z chwilą wyboru życia według Bożych planów, trzeba odwrócić się od naszych koncepcji. Takie są wskazania Ewangelii: zaprzeć się samego siebie, wziąć krzyż i naśladować Jezusa. Jeżeli coś na tej drodze ominiemy, jeśli będziemy chcieli obejść cierpienie, to jest to wybór ryzykowny.
Kościół w centrum swojego życia stawia tajemnice męki, śmierci i zmartwychwstania. Jest to rzeczywiście pulsujące centrum. Nie trzeba szukać cierpienia, ale jeśli chcemy je ominąć, odepchnąć, to ono będzie nas odczłowieczało. Natomiast przyjęte z bólem, z trudem – będzie uczłowieczało. Bóg nie zostawia nas w tych momentach samych. On już to poznał. Nie ma lepszej niż cierpienie próby tego, co ludzkie.
Do Wielkanocy prowadzi droga przez Wielki Czwartek Pana Jezusa, przez Wielki Piątek, przez wyciszenie Wielkiej Soboty. Chodzenie śladami Jezusa polega na zapieraniu się siebie i przejmowaniu całej prawdy tych dni.

Taktyka Bożego działania

14 kwietnia 1982
Dz 3, 1-10; Łk 24, 13-35

Można się zaczytać w tym zdarzeniu, za każdym razem uchwycić nowy wątek, coś niezgłębionego. Fascynuje mnie Pan Jezus, który po zmartwychwstaniu jest podobny do nas. Podróżny, nic jakby nie wiedział. Pan Jezus udający. To urzekające zdarzenie. Przecież on po to się wmieszał w ich sprawy, żeby być razem. Przymusili Go i został, i wtedy było to – a ja jaj! Wtedy dopiero, gdy Go przymusili, zrozumieli, że są w Jego obecności. I wtedy jest ten bieg do Jezusa. Przedtem Jezus podpytuje się – no co się stało? A oni uciekali od tych zdarzeń aż do momentu, gdy ten Ktoś zrównał się z nimi (…) Fascynuje mnie ta taktyka Boskiego Zbawiciela podobnego do nas. Nie szukajcie Go gdzieś daleko. Trzeba tylko dać się namówić, zbliżyć serce do Niego. Pan rzeczywiście zmartwychwstał! Mamy w życiu naszej wiary tytuł do szczęścia, do ufności. Mamy nadzieję.

Do przyjaciół słowa

4 czerwca 19821
Msza św. absolutoryjna dla polonistów.

Filolog – to znaczy przyjaciel słowa. Wy jesteście przyjaciółmi słowa o polskiej treści, przyjaciółmi polskiej kultury i literatury, polskiego i chrześcijańskiego ducha. Wy, z tytułu swojej profesji, stoicie na straży tego co polskie i co chrześcijańskie. Na straży, nie okrojonej, nie spreparowanej polskiej kultury i polskiej literatury – jesteście sprzymierzeni z tym dziedzictwem. I właśnie dlatego stoi przed wami szczególne zadanie, żebyście tym dziedzictwem umieli sami żyć i wiernie je przekazywać. Żebyście w całej pełni przekazywali to, co polskie i chrześcijańskie, żebyście pod wpływem pewnych sugestii nie dali się zmanipulować i uczynić narzędziem polskiego ducha okrojonego i od tego co polskie odcinali to co chrześcijańskie. Nie wolno tego czynić, nie wolno być takim narzędziem! Musicie przekazywać kulturę i literaturę w prawdzie, z umiłowania ich bogactwa, bez obcych polskiej kulturze reżyserii. To spoczywa na waszym sumieniu. Fałsz, którego się żąda, nie służy racji stanu Polski.
Filos – znaczy przyjaciel, a więc jesteście tymi, którzy kochają – i to kochanie umiejcie przekazywać. Tego wam bardzo życzę. Na ten temat trzy lata temu wypowiadał się Ojciec Święty w Gębarzewie: „Kultura jest wyrazem człowieka, jest potwierdzeniem jego człowieczeństwa. Człowiek ją tworzy i człowiek przez nią tworzy siebie. Tworzy siebie wewnętrznym wysiłkiem ducha: myśli, woli, serca. I równocześnie człowiek tworzy kulturę we wspólnocie z innymi. Kultura jest wyrazem międzyludzkiej komunikacji, współmyślenia i współdziałania ludzi. Powstaje ona na służbie wspólnego dobra, staje się podstawowym dobrem ludzkich wspólnot.
Kultura jest przede wszystkim dobrem wspólnym narodu. Kultura polska jest dobrem, na którym opiera się życie duchowe Polaków. Ona wyodrębnia nas jako naród. Ona stanowi o nas przez cały ciąg dziejów.
Kultura polska od początku ma bardzo wyraźne znamiona chrześcijańskie. To nie przypadek, że pierwszym zabytkiem świadczącym o tej kulturze jest ”Bogurodzica”. Kultura pol-ska stale płynie szerokim nurtem natchnień, mających swe źródło w Ewangelii. To przyczy-nia się zarazem do gruntownie humanistyczne-go charakteru tej kultury, to czyni ją tak głębo-ko, autentycznie ludzką, (…) albowiem – jak pisze Mickiewicz w „Księgach narodu i piel-grzymstwa polskiego” – cywilizacja, prawdziwie godna człowieka, musi być chrześcijańska”. Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii mówi: będziesz miłował całym sercem, całym umysłem, z całej duszy. W stosunku do Pana Boga trzeba być całym człowiekiem i to jest największy rodzaj kultury.
Życzę wam trwania przy tym jedynym Słowie, które było przed wiekami i które stało się człowiekiem. Na ten wzór budujcie kształt tego, co Boskie i co ludzkie.

Każda niech Polska będzie wielka.
Synom jej ducha czy jej ciała
Daj wielkość serc, gdy będzie wielka
I wielkość serc, gdy będzie mała.

Julian Tuwim „Kwiaty polskie”

____________________

1 Również uroczystość absolutoryjna polonistów (podobnie biologów) odbyła się u Dominikanów. Odwołany przez władze stanu wojennego rektor UAM prof. Janusz Ziółkowski, wykładowcy i studenci po mszy św. spotkali się w ogrodzie na terenie klasztoru i tam odbyła się część oficjalna. Był to bojkot komisarycznych władz UAM.

Znak odradzającego się orła

27 czerwca 1982 niedziela
Msza św. o zniesienie stanu wojennego i za ofiary Czerwca 56 r.

Ze wzruszeniem, a może i z wewnętrznym lękiem wchodziliśmy dziś do świątyni na modlitwę. Dlatego z drżeniem, bo tą modlitwą dosięgamy zdarzeń Czerwca 1956 i pragniemy je objąć modlitwą. Modlitwą pragniemy objąć nie tylko sprawy sprzed dwudziestu kilku lat. Dosięgamy nie tylko dramatów ludzkich.
Przecież tak niedawno, zaledwie rok temu całe społeczeństwo Poznania z dumą dźwigało w górę ten znak, który wyrósł w jego sercu. Dwa krzyże ze sobą zrośnięte, związane i obok dumny orzeł, który gotowy jest do lotu. Pamiętam, jak wracałem z uroczystości poświęcenia pomnika, gromada górników na ul. Kościuszki kończyła tryumfalny śpiew.
–Boże, jakiśmy to dzień przeżyli dzisiaj! – tak słyszałem.
I potem rosła aż do grudnia nasza nadzieja tak związana ze słowem „Solidarność”. I dalej żyje ta nadzieja, nie tylko na uwięzi. Tak jak w dzisiejszej Ewangelii:
–Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Nie bójcie się, tylko wierzcie.
Te krzyże symbolizują naszą nadzieję w Chrystusie. Z tym wiąże się cały narodowy byt Polski. A dzisiaj, pomijam cały gąszcz zdarzeń, jak wygląda to miejsce w pierwszą rocznicę poświęcenia? Odbywała się przed tym pomnikiem, strzeżonym dzień i noc, uroczystość. Nie było całego Poznania jak przed rokiem. Na Cytadeli, kiedy chodziłem i modliłem się przy grobach ofiar sprzed dwudziestu lat, byli panowie z papierosem w ustach, chodzący po tych czcigodnych pamiątkach. Myślę, że w naszej kulturze polskiej nie jest to sposób oddawania czci zmarłym. Natomiast w kościołach poznańskich modliliśmy się w naszych intencjach. W tej modlitwie umiejmy odnaleźć siebie w słowie: Ojczyzna! (…)
„Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam. Mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym, aby wszystkich ogarniać w przeszłość dawniejszą niż każdy z nas, z niej się wyłaniam … gdy myślę ojczyzna – by zamknąć ją w sobie jak skarb. Pytam wciąż jak go pomnożyć, jak poszerzyć tę przestrzeń, którą wypełnia. (…) Wolność trzeba zdobywać, nie można jej posiadać. Przychodzi jako dar, utrzymuje się poprzez zmaganie.(…) Całym sobą płacisz za wolność, więc to wolnością nazywaj, że możesz płacąc, ciągle na nowo siebie posiadać. (…) Kiedy myślę ojczyzna, szukam drogi, która zbocza przecina jakby prąd wysokiego napięcia, biegnąc górą, tak ona biegnie stromo w każdym z nas i nie pozwala ustać. (…)
Czyż może historia popłynąć przeciw prądowi sumień?” JP II Czy historia może popłynąć przeciw prądowi naszych sumień?

Otworzyć się na potrzebujących

27 września 19821
Job 1, 6-22; Łk 9, 46-50

Jaką postać i jaką naukę podsuwa nam dzisiejsza liturgia do rozważenia na pierwszym tegorocznym spotkaniu? Przede wszystkim w tej Ewangelii jest myśl, która cieszy, że dobro może być nie tylko wśród elit. Można nawet powiedzieć, że Pan Jezus uderza w te wybraństwa. Wszędzie z tytułu swego człowieczeństwa człowiek może czynić dobro. Nie tylko ten, który przychodzi na siódemkę czy konferencje, ale wszyscy mogą je czynić. Pan Jezus mówił, że mamy nakaz być wrażliwi na innych, na potrzebujących, na najmniejszych. W modlitwie brewiarzowej czcimy dzisiaj św. Wincentego a’Paulo pracującego w Paryżu. Przypomina on nam, że usługując najmniejszym, powinniśmy dawać to, co posiadamy. Wystarczy uśmiechnąć się, znaleźć czas, usiąść i wysłuchać, odszukać zeszyt Banku Serc, pójść do jakiejś staruszki, żeby w jej cztery ściany wniknęła nasz miłość.
Myślę, że Pan Jezus chce nam powiedzieć, żebyśmy nie stworzyli takiej elity, której jest dobrze ze sobą. Brońcie się w tym roku przed takim zamknięciem.
A drugim problem, który podsuwa liturgia, jest to, że w nasze działanie raz po raz ze swoją intencją wchodzi diabeł. Diabeł może mieć wygląd ludzki. Trzeba zatem być Bogu wiernym. Trzeba trzymać się oburącz Bożej prawdy, szafować tą siłą, którą nam dał. A przecież dał. I zdobywać się na rozsądek, żeby nie zrobić jakiegoś kroku, który kosztowałby całą wspólnotę.
Pan Jezus daje nam to do przemyślenia na cały rok. Nie trzeba bać się diabła, bo Jezus jest, żyje, działa poprzez nas.
____________________

1 Homilia z pierwszej „siódemki” w nowym roku akademickim 1982-83.

Nieść Obecność

30 września 1982, czwartek
Uroczystość św. Hieronima i imienny o. Honoriusza
Job 19, 21-27; Łk 10, 1-12

Św. Hieronim, którego uroczystość dzisiaj obchodzimy, mówi że znajomość Pisma Św. utożsamia się ze znajomością Chrystusa. Jeśli ktoś nie zna tych świętych słów, nie zna Chrystusa.
Dzisiejsze Boże Słowo jest pełne dynamizmu. Apostołowie są nowi, dopiero wybrani przez Chrystusa. Wczorajsza Ewangelia opowiada jak Pan Jezus ich wybierał. Mówi, że droga pójścia za Nim jest trudna, że lisy mają nory, ptaki mają gniazda, a on nie ma takiego miejsca, w którym mógłby się schronić.
Pan Jezus mówi – chodź. Jeden idzie od razu, a inny chce przedtem uporządkować swoje sprawy. Pan Jezus mówi – zostaw je – i tamten zostawia. Trzeci sam prosi – Panie pozwól mi iść za Tobą. Dzisiaj do tamtych powołanych przyłącza siedemdziesięciu dwóch.
W Starym Testamencie zawsze jest jakieś wyjście, jakaś droga. Abraham idący przez pustynię i obraz wybranego narodu, który ma perspektywę ziemi obiecanej. Obraz ludu, mającego wykorzenić się z pieleszy – iść. I Izrael idzie. W dzisiejszej Ewangelii jest też siedemdziesięciu dwóch, którzy mają iść i przygotować miejsce. Przygotować te środowiska, do których Bóg chce przyjść.
Kochani, myślę, że to jest nasza misja. Wychodząc z tej kaplicy musimy być świadomi, że mamy iść i do akademików, i do potrzebujących. Mamy iść – z czym a raczej z Kim? Właśnie z tą Obecnością. Nasze ambicje, plany, cóż to jest wobec tego, że mamy nieść tę jedyną Obecność? Może zaraz, natychmiast nie rozwiąże to układów społecznopolitycznych, a może nie musi rozwiązać.
Patrzmy na Apostołów idących w upale, trudzie, ale wiedzących dla Kogo i do Kogo idą. Mamy w trudzie iść jak oni. Mamy widzieć dokąd, do Kogo i do czego dążymy. Ważny jest cel określony w płaszczyźnie religijnej i narodowej. One się łączą, bo obie wchodzą w ten sam nurt prawdy i świadomej odpowiedzialności. I to mamy czynić, wychodząc z każdej naszej modlitwy.

Przyjaźń anioła

2 października 1982, sobota
Uroczystość Aniołów Stróżów

Poprzez przyjaciół naszych, Aniołów Stróżów, mamy możliwość wpatrywania się w oblicze Ojca naszego w niebie. Istnieje więc ktoś, kto w naszym imieniu stoi przed Bogiem, który Go ciągle zna i ciągle kocha. Aby coś z tej tajemnicy zrozumieć, Pan Jezus poleca, abyśmy byli jako dzieci. Pytajmy jak zrozumieć tajemnice Boże w małym dziecku? Jak budować kształt swego sumienia? Jak wyzbyć się wewnętrznych uwikłań, żeby dochodzić do Boskiej prostoty? Panie, nie jest to zupełnie osiągalne w tym życiu. Ci, którzy wpatrują się w Boga, będą nam w tym procesie pomagali. To są istoty święte, istoty zjednoczone z Bogiem.
Musimy jednak wiedzieć, że zawsze będzie towarzyszył nam duch, który osiąganie Boskiej prostoty będzie niszczył, komplikował. Jeżeli jednak osiągniemy Bożą prostotę, to nad nami będzie miał przewagę tylko nasz Anioł Stróż.

Jesteście wikariuszami Bożej Prawdy

7 października 1982, czwartek1
Uroczystość NMP Różańcowej
Ga 3,1-5; Łk 11, 5-13

Drodzy bracia i siostry. Poprzez tajemnicę radosnych Bożych zwiastowań wchodzimy w Boże plany wobec tej najpiękniejszej z ludzkich istot, Matki Najświętszej. Podpatrujemy metodę Bożą, sposób włączania człowieka w tajemnicę Bożego macierzyństwa.
W tej tajemnicy stajemy wobec pierwszego aktu chrześcijańskiego zawierzenia. A więc Boże posłanie i ludzka odpowiedź ukazują nam jak mamy się zachować. Duch Święty chce tak jak Jej i nam zwiastować tę wieść. Matka Najświętsza poprzez swoje fiat, poprzez swoją zgodę, niejako w swej intymności dosięgała Bożej prawdy. Nosiła, słuchała, kochała Bożą prawdę, Boże Słowo, które w Niej stało się ciałem.
A św. Elżbieta powiedziała – błogosławieni, którzy słuchają i strzegą Bożego Słowa. To chodzi o nas.
Drodzy pedagodzy, drodzy profesorowie – wy jesteście jakby wikariuszami Bożej prawdy. Macie jej szukać, badać, studiować i kochać. Ukochaną przez was ukazywać młodemu pokoleniu, które w sposób szczególny jest głodne prawdy. To jest wasza misja. To jest radosne zwiastowanie dzisiejszego wieczoru. Ale broń was Boże, byście przekazywali półprawdy, które są gorsze od fałszu. Waszą misją jest, żebyście służyli prawdzie. I to jest naczelne zadanie wyższej uczelni, aby poprzez waszą służbę prawdzie, wyzwolić w młodym pokoleniu cały potencjał duchowy woli, myśli i serca.
Jednym słowem, zadaniem wyższej uczelni jest kształtować, nie tylko uczyć. To jest odcinek walki o człowieka, o godność często zdeptaną przez uczenie półprawd, przez misterne produkowanie fałszów. W tym kształtowaniu niezbędny jest Chrystus, bo on powiedział, że jest Prawdą, dlatego trzeba się do Prawdy przyznawać. Głosić tę jedną, która jest Życiem, Drogą, naszą Nadzieją, z którą zrośnięta jest cała kultura polska od swego zarania. Wy młodzi i wy starsi jesteście do tego szczególnie powołani.

Wiem, że Polska bój zwycięski toczy
O nie zginęła i nigdy nie zginie –
Lecz my czyż ujrzym ją w chwały godzinie?

Cokolwiek będzie, cokolwiek się stanie,
Jedno wiem tylko: sprawiedliwość będzie
Jedno wiem tylko: Polska zmartwychwstanie.

Zygmunt Krasiński

__________________

1 Msza Święta inaugurująca pierwszy w stanie wojennym rok akademicki. Studenci i profesorowie bojkotowali uroczystości organizowane przez nowe władze uczelni i gromadzili się w kościele akademickim Dominikanów. To była ich inauguracja roku akademickiego.

Karta wolności chrześcijańskiej

1 listopada 1982
Ap 7,2-4; 9-14; IJ3,1-4; Mt 5,1-12a

Dziś Duch Święty zagarnia nas w tę wspaniałą wizję św. Jana, gdzie jest niezliczona rzesza opieczętowanych, szczęśliwych. Potem Jan mówi, że jesteśmy nazwani dziećmi Bożymi i podkreśla, że rzeczywiście nimi jesteśmy. A dalej słyszymy słowa Pana Jezusa w Kazaniu na Górze. Zeszli się do Niego ludzie z różnych stron, a Pan Jezus wybiera uczniów i mówi do nich – błogosławieni jesteście, szczęśliwi – dlatego, że to uczniowie mają być solą ziemi i mają całe pokolenia ludzkie oświecić.
To jest nieprawdopodobne, mówienie o szczęściu, kiedy wokół grasuje nienawiść, kiedy jawi się jakaś chytrość. A Pan Jezus beztrosko mówi – jesteście, że jesteśmy szczęśliwi.
Właśnie w takim dniu, dosięgając jutrzejszego święta – dnia zmarłych – liturgia mówi nam, że jesteśmy szczęśliwi. Pan Jezus aż osiem razy powtarza: jesteście szczęśliwi! I żadne nasze udręczenie tej świadomości nie może nam wydrzeć. Jesteśmy szczęśliwi, dlatego że mamy perspektywę życia w Królestwie już teraz, z tytułu gwarancji życia z Nim. Nic nie powinno jej zakłócić, żadne warunki, żadne upodlenia, żadne deptanie naszej godności.
Pan Jezus opisuje, jakie muszą być konkretne warunki naszego szczęścia. One idą do wnętrza i dyktują działanie zewnętrzne.
– Ubodzy w duchu. Nie za wszelką cenę mamy być przywiązani do spraw materialnych. Człowiek jest panem, jest niezależny, ma godność dziecka Bożego.
– Potem błogosławi tych, którzy się smucą. Chodzi o taką perspektywę życia, w której dominuje nie przemoc, nie gwałt, ale klimat spokoju wewnętrznego, jakaś łagodność, która potrafi wytrzymać wszystkie napięcia.
– Którzy łakną i pragną sprawiedliwości. Jak to konkretnie czynić? Co ty zrobiłeś jako chrześcijanin, kiedy twoi bracia i siostry siedzieli na Młyńskiej1? Chcesz być szczęśliwy? Wszyscy, którzy łakną i pragną sprawiedliwości – są szczęśliwi! Każdy chce być szczęśliwy.
– Którzy mają czyste serca, czynią miłosierdzie, wprowadzają pokój, którzy łakną i pragną – Pan Jezus daje im rekompensatę, bo oni na własność posiądą ziemię, Boga oglądać będą, nazwani będą Bożymi Synami. Oczywiście jest to wspaniała, cudowna rekompensata, ale, kochani moi, chrześcijanin to jest ten, który jest zaangażowany.
– Jeżeli chcesz być szczęśliwy, musisz należeć do tych, „którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości”. Można cierpieć z innych powodów, na przykład z własnej głupoty. Chrześcijanin to nie jest ktoś tylko duchowy i na zewnątrz niewidoczny. Tu nie ma żadnej wymówki. Pan Jezus mówi do nas. To jest jakaś wielka karta wolności chrześcijańskiej.
Pamiętajmy, że przed nami jest ta nieprawdopodobna perspektywa, która trwa! Radujcie się, cieszcie się, bo wielka jest wasza nagroda w niebie.. Ale już tu jesteśmy szczęśliwi, niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdujemy.
Pan Jezus nie zabrania nam szukania konkretnych rozwiązań problemów życia społecznego, ale przede wszystkim zmusza do myślenia kim jest ten Chrystusowy uczeń i kim jestem ja.
____________________

1 Przy ulicy Młyńskiej w Poznaniu znajduje się więzienie.

Nie tylko modlitwa

2 grudnia 1982
Iz 26,1-6; Mt 7,21, 24-27

Pan Jezus zwraca się do nas z arcyważną sprawą „Nie każdy, który mi mówi Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego”. Rozważcie te słowa przez cały dzień. Wiemy, że Chrystus zachęcał do modlitwy. Wiemy, że namawiał, żebyśmy się nieustannie modlili, a teraz mówi – nie wystarczy.
W ustach Pana Jezusa nie ma żadnego przeciwstawienia modlitwy i działania, tak jak to jest w naszym życiu. Nie wystarczy uciec tylko w modlitwę. Jeszcze trzeba wypełniać! Nie wystarczy tylko się modlić. Nie można zamknąć odnoszenia się do Boga tylko w mówieniu do Niego.
Modlitwa bez czynu. To jakaś nieroztropność, porażka.
Spadł deszcz, runęły potoki, zerwały się wichury i rzuciły się na ten dom … Każde słowo wypowiadane do Pana Jezusa trzeba sprawdzać na co dzień w realizacji.
Jak ma wyglądać dzień dzisiejszy? Są obowiązki, które może pchają. Może wchodzi się w dzień z rozpędu, ale to za mało. Trzeba jeszcze pytać siebie, swojego sumienia, w jaki sposób to, co Bóg mi przekazał, zamieniłem w czyn.
Jak się wychodzi z tej kaplicy, to trzeba wiedzieć w jaki sposób zmienić w czyn poruszenie Ducha Świętego we mnie. Jak zmienić w sprawiedliwość, co zmienić w stosunku do prawdy.
Można popychać dzień, obowiązki. Wtedy będziemy żyć jak w kieracie. A przecież my mamy moc Ducha Świętego!
Trzeba konkretnie żyć modlitwą, inaczej żyje się pseudo życiem, pseudo wiarą. Wewnątrz powinniśmy być jacyś promienni, przezroczyści. Przemyślcie, jak kształtować swe życie, żeby nic w nim nie przeminęło, ale miało szansę trwania w Duchu Świętym.

Wydostać się ku Światłu

4 grudnia 1982
Iz 30, 18-21, 23-26; Mt 9,35-10, 1,6-8

Przed nami Ewangelia królestwa. Pan Jezus głosi Ewangelię Królestwa Bożego – to znaczy Radosną Nowinę, to znaczy sposób wydostania się ku światłu. Obchodzi miasta i wioski, i wzywa do nawrócenia. Trzeba wpatrzeć się w metody Pana Jezusa. Trzeba te metody stosować. Popatrzcie: obchodzi, głosi, leczy choroby, wy-pędza złe duchy, uzdrawia złamanych na duchu, przewiązuje rany. Mało! Pan Jezus wybiera z całej ludzkości. Żniwem jest cała ludzkość: z wszystkich pokoleń, ras, wieków – dojrzały łan. Tylko za mało jest żniwiarzy. Dlatego Pan Jezus mówi – proście. Ale też sam wybiera i mówi – idź i głoś. Idźcie i głoście, wypędzajcie złe duchy, wypędzajcie, leczcie. Musimy uważać, żeby nie stworzyć duchowego spichlerza w sobie: przychodzę i gromadzę to co piękne, to co Boże nawet. I tak urasta to duchowe sadło! Trzeba to co się otrzyma – dawać, bowiem tylko to mamy, co dajemy drugim. Taki jest paradoks Ewangelii. To co zatrzymujemy dla siebie jest stratą.
Trzeba wbijać wzrok w Pana Jezusa i patrzeć w jaki sposób dzielić się darami. Przecież tą zdolnością jesteśmy obdarowani! Trzeba tylko Bogu dać szansę działania w nas. Wtedy cuda dzieją się na naszych oczach. A jeśli nie dzieją się, to trzeba patrzeć w nasze sumienia. Niech one wołają, niech nas niepokoją.
Przepraszam, że znowu o tym mówię, ale przypatrzmy się naszej agapie – czyli uczcie miłości według starochrześcijańskiego zwyczaju. Nie dopuszczajmy do tego, żeby ktoś siedział w kącie. Ale z drugiej strony – ten siedzący niech też przełamuje swoją nieśmiałość. Nauczał, głosił, leczył, podnosił, wskrzeszał, oczyszczał, wypędzał. O właśnie – jeżeli należymy do Pana Jezusa, to tak mamy działać. To jest budowanie Królestwa Bożego – ono samo się nie zbuduje. Trzeba patrzeć na metody działania Pana Jezusowego.
O zdolność widzenia i naśladowania w tej modlitwie prośmy.

Nadzieja jest w nas

5 grudnia 1982, niedziela
Ba 5, 1-9; Flp 1, 4-6, 8-11; Łk 3, 1-6

Ciężkie jest to prorocze Słowo Boże. Słowo skierowane na pustyni do Jana, syna Zachariasza. Ciężkie i wielkie są tajemnice prorocze, które znały wieki dawne.
Oprócz tego ciężaru prorockiego dzisiejsza liturgia słowa ma klimat wielkiej poezji, powiedziałbym liryzmu.
– Złóż Jeruzalem szatę smutku i utrapienia swego, a przywdziej wspaniałe szaty chwały. Albo przedtem:
– Gdy Pan odmienił los Syjonu, wydawało się nam, że śnimy. Usta nasze były pełne śmiechu a język śpiewał z radości.
– Czy św. Paweł: Bóg jest mi świadkiem jak gorąco tęsknię za wami wszystkimi, ożywiony miłością Chrystusa. A modlę się o to: abyście byli czyści i bez zarzutu na dzień Chrystusa, napełnieni plonem sprawiedliwości, nabytym przez Jezusa Chrystusa ku chwale i czci Boga.
Potem ten klimat poezji w jakiś prawie agre-sywny sposób przeniesiony jest w wymiar społeczny, polityczny a na pewno historyczny. W piętnastym roku rządów – notuje Łukasz (wymieniając imiona Cezara, Heroda, Piłata, a także dwóch kapłanów Annasza i Kajfasza) – zostało skierowane Słowo Boże do Jana. Ale Jan, syn Zachariasza, medytując Słowo Boże, wykłada je tak, jak było znane w poprzednich czasach:

Przygotujcie drogę Panu,
prostujcie Jemu ścieżki;
każda dolina niech będzie wypełniona,
każda góra i pagórek zrównane,
drogi kręte niech się staną prostymi,
a wyboiste drogami gładkimi.
I wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże.

Tyle w tych słowach skierowanych do Jana jest nadziei! Pięćdziesiąt lat po najeździe Nabuchodonozora wśród znękanych, zgniecionych, ale ciągle jeszcze wybranych słychać głos proroka Barucha:
– Złóż, Jeruzalem, szatę smutku i utrapienia swego, a przywdziej wspaniałe szaty chwały.
W takiej niedoli, zdeptaniu, wyrzuceniu z ojczyzny słychać wciąż głos nadziei. Sześć wieków później znów powtarza się to wołanie, znów słychać głos skierowany tym razem do Jana. To nowe wołanie Jan ujmuje w słowa, które dla tego narodu są już znane Złóż Jeruzalem szatę smutku… prostujcie drogi Panu… i wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże!
Prawie dwadzieścia wieków upłynęło i dziś znów słyszymy te same słowa. Liturgia święta daje społeczności wierzących to samo wezwanie do nawrócenia, do zreformowania swego życia. Nie ma takiej siły, która by przeszkodziła Bogu w realizowaniu Jego planu. Ciągle mamy szansę nawrócenia do Pana, ciągle trzeba nam medytować, ciągle pytać: Komu ja mam przygotować przyjście?
Wyrywajmy się z wszelkiej ciemności, wyrywajmy się ku światłu! Nie ma dla człowieka wierzącego beznadziejnej sytuacji, jeżeli tylko usłyszy to, co do niego mówi Bóg. Nie narzekajmy na system, nadzieja jest w nas. Bóg złożył ją w nas. A jeśli „Bóg z nami, to któż przeciwko nam”? Trzeba oburącz chwytać się Słowa Bożego. Czynić wysiłek, żeby nim żyć. Trzeba duchowego pogotowia, tego sposobu niszczenia murów, które stoją między Bogiem a nami.
Z pustyni wielkich proroków zaprasza nas dzisiejsza liturgia do nawrócenia. Tajemnica pustyni pozwala zobaczyć majestat Boży. Prośmy, abyśmy do tej jasności widzenia doprowadzili nasze serca.

Mieć coś z ducha Eliasza

11 grudnia 1982
Syr 48, 1-4, 9-11; Mt 17, 10-13

Przed nami wielki prorok Eliasz. Prorok jak ogień. Słowo jego płonęło jak pochodnia. Właśnie on słowem Pana zamknął niebo. To on został wzięty na wozie ognistym. Dużo ognia w tej postaci. I znów pojawia się w Ewangelii. Dlaczego uczeni w Piśmie twierdzą, że musi przyjść Eliasz? Gdyby twierdzili, że potrzebny jest jego duch, moc – to zgoda. Ale sam Eliasz?
W każdym z nas są jakieś osobiste marzenia. Mamy swoje plany. Jeżeli nabierze się dystansu wobec nich, to stanie się jasne, że w istocie chodzi o ducha Eliasza, o jego moc. Chodzi o to, by każdy z nas wchodząc na siódemkę, miał ten ogień, który oświeci życie i życie stojącego obok, pozwoli przygotować się do przyjęcia obowiązków, które czekają. (…)
Myślę, że w tej Ewangelii kryje się aktualny, ludzki dramat. Mamy swój plan, przychodzimy do Pana Boga i mówimy – Ty to zrealizuj, bo ja nie potrafię. Zresztą gdybym potrafił, nie byłoby potrzeby prosić. Jakoś trudno jest pojąć, czego Bóg od nas oczekuje. A po prostu trzeba nam Słowo Boże brać. Nie spychajmy naszego życia w sentymentalizm. Niech ono będzie twarde. Niech będzie ten duch Eliasza.
Musimy bardzo trzymać się tego, co Boże, żeby umysł i sumienie były dla nas ogniem oświecającym, stwarzającym klimat, dającym ciepło, dobro. Coś z tego Eliaszowego ducha trzeba w sobie mieć. Nie przejmować się, że jeszcze go w sobie nie widzimy. Trzeba tylko bardzo chcieć. To Bóg, to On to da.

Wieczór solidarności w Chrystusie

16 grudnia 1982, czwartek1

(…) Maryja powiła Syna
I położyła Go delikatnie na sianie
Jak kruche szkło.
Pasterze o szerokich barach,
Narzuciwszy na siebie wełniane burnusy,
A na głowy kolorowe chusty,
Weszli do jaskini jak dzwony.
Mędrcy stali pokornie jak dostojne księgi,
W których opisane są dzieje
Ludzi dobrej woli.
Krowa, wół i osioł
Pochyliły się nad żłóbkiem
Jak trzy doliny.
A potem
Dzwony, księgi i doliny
uklękły.

Roman Brandstaetter

Drodzy bracia i siostry, pragnę powitać wszystkich, którzy klękają tego wieczoru jak dzwony, księgi i doliny przed Bożym Słowem, które przybrało się w ludzkie ciało. Wśród nocnej ciszy dowiadujemy się, że Bóg ukrył się w tym co ludzkie. Stąd nie wolno nikomu deptać tego co ludzkie, bo pod osłoną tego co ludzkie kryje się tajemnica Boża, Bóg sam. Ktokolwiek, jakikolwiek system targnie się na Boga, bliski jest deptania praw ludzkich. Musi się bardzo napracować, żeby zafałszować życie. W miejscu prawdy stawia fałsz, w miejscu sprawiedliwości – bezprawie. W miejscu drogi – kręte ścieżki. Zamiast braterstwa i jedności – nienawiść, zemstę i podziały.
Ta noc, drodzy bracia i siostry, wciąga nas w klimat Bożo-ludzki, to znaczy w klimat zjednoczenia i braterstwa, solidarności z Nowonarodzonym i solidarności między sobą w tym co ludzkie.
I w tym klimacie, w tym duchu pragnę wszystkich bardzo serdecznie powitać. Przede wszystkim przedstawicieli tych, którzy nas żywią i chronią – brać rolniczą. Wiem, że tu są. W osobach tu obecnych witam cały świat pracy wszystkich zakładów naszego miasta. Witam was, droga młodzieży, związana z nami na co dzień i tych od święta; absolwentów młodszych i wcześniej urodzonych, profesorów i pracowników wyższych uczelni. Witam duszpasterzy akademickich i moich konfratrów, którzy współdźwigają ciężar tego roku.
Witam na tym wieczorze solidarności w Chrystusie ojca diecezji księdza Arcybiskupa, którego uosabia nam tutaj ksiądz Biskup Stanisław2 – odpowiedzialny za nurt życia w diecezji, zwany duszpasterstwem akademickim. Wydaje mi się, że tam gdzie jest jego wartki nurt, biskup powinien być. Dlatego wyrażam radość, że jest wśród nas, że jest z nami tej nocy, w której światło pokonuje ciemności; tej, w której wszelka przemoc truchleje, bo rodzi się Bóg. Dzięki tej tajemnicy, tej nocy Bóg jest bliski, ludzki, słyszalny, transcendentny i kruchy jak dziecko. Można Go niejako dotknąć, zobaczyć, przyjąć i można Go niestety odrzucić, podeptać.
Niech nasze serca zagospodarują ten wieczór w klimacie szczególnego braterstwa i jedności. Niech nasza serdeczność skruszy wszelkie mury nienawiści i beznadziei. Niech w naszym życiu wyrośnie nadzieja tak wielka i wspaniała jak ta, którą symbolizuje potrójny krzyż na Wybrzeżu zrośnięty ramionami. Nadzieja tak mocna, jak ten znak w sercu naszego miasta, który ma wspólną belkę i ogromne węzły – symbol naszego życia, naszej solidarności. Jest z nami ta nadzieja, której się spodziewamy w przyszłym roku – Ojciec Święty Jan Paweł II. Weźmy do serca Jego słowa: „Abyście nigdy nie zwątpili, abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy. Abyście mieli ufność. Abyście szukali duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ją znajdowało. Abyście od Niego nigdy nie odstąpili. Abyście nigdy nie wzgardzili miłością, która jest największa”3.
____________________

1 Tekst odtworzony z zapisu magnetofonowego. Tego wieczoru po raz pierwszy tradycyjny „opłatek” po studenckich rekolekcjach adwentowych miał charakter wspólnej wigilii wielu środowisk. Po przywitaniu przez ojca Honoriusza obecnych wystąpili aktorzy poznańskich teatrów, recytując wielką poezję romantyczną. Wspólne łamanie opłatka – centralny moment spotkania – nastąpił po przemówieniu ks. bpa Stanisława Napierały. Na zakończenie w sali duszpasterstwa akademickiego studenci przedstawili bożonarodzeniową szopkę.

2 ks. bp. Stanisław Napierała

3 O. Honoriusz bardzo zaangażował się w przygotowanie pielgrzymki JPII. Zmarł miesiąc przed Jego przyjazdem.

Pokonać lęk

13 stycznia 1983, czwartek1
Hbr 3, 7-14; Mk 1, 40-45

Moi drodzy bracia i siostry. Liturgia święta przeznaczona na dzień dzisiejszy mówi przez Ducha Świętego: „Jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych”. Wasze stawienie się na modlitwę świadczy, że wasze serca są czułe na niedolę i krzywdę, tak jak Boże Serce nie jest obce ludzkiej niedoli. Święty Marek notuje to zdarzenie, jak przed Panem Jezusem stanął nieszczęsny, trędowaty człowiek. Można się dziwić jego odwadze, że do Pana Jezusa się dostał, bo trzeba pamiętać, że w owym czasie trędowaty był wykluczony z życia społecznego. Proszę zauważyć zachowanie się Pana Jezusa – zdjęty litością, a więc Bóg nigdy nie był i nie jest obojętny. Pan Jezusa „zdjęty litością” łamie prawo regulujące sposób zachowania się wobec trędowatego – dotyka go. I to złamanie prawa czyni człowieka wolnym od trądu.
Musimy jak ten trędowaty trzymać się mocno Jezusa. „Uważajcie bracia, aby nie było w kimś z was przewrotnego serca niewiary”. Niewiara – to jest ten trąd, który każe odchodzić od Boga. Popatrzmy na sprawy moralne – ile tam trądu. To się da wyleczyć, trzeba tylko rozpłomienić się nauką Jezusa. Gdybyśmy mieli możliwość tych wszystkich trędowatych uwolnić! To przecież jest możliwe! Trzeba tylko w swoim sercu bardzo rozbudzić słowa Jezusa.
Kojarzy mi się sytuacja ze Świętej Anny. Grupa zwiedzała klasztor sióstr dominikanek. Wszyscy byli bardzo zalęknieni – podobno siostry żyją za kratami. Poprosiłem, żeby przywołano jedną z nich. Przyszła cała uśmiechnięta i powiedziała:
–Myślicie, że my jesteśmy za kratami, a my myślimy o was podobnie!
Trzeba zatem się uwalniać, pokonywać trąd, który w nas siedzi. Ten wróg, którego mamy pokonać, to lęk, nasza obawa, a Pan Jezus nam przypomina, że tylko prawda może nas wyzwolić. Stacją nadawczą prawdy jest on sam. Z nim trzeba współtworzyć przyjaźń – i nie trzeba się bać. Trzeba leczyć się z pseudolęków. Jeśli my się nie boimy, to nas się ktoś boi.
Ja jestem Prawdą i Drogą, i Życiem – to mówi Chrystus. Trzeba oprzeć swoje życie o prawdę, umieć ją zamanifestować tam gdzie trzeba. Trzeba zmobilizować wszystkie intencje, aby być wolnym. To jest prawdziwe życie. Wszelkie diabelstwo niech pierzcha przed mocą światła! Trzeba być roztropnym, ale nie trzeba się bać. Ludzie zewsząd schodzili się do Jezusa, do Światła – jak dziś.
Stojąc w tej gorącej modlitwie na pewno możemy ufać, że oni – uwięzieni – też z nami są. Na pewno dosłyszeli2.
____________________

1 Aresztowanie poznańskich opozycjonistów wstrząsnęło środowiskiem „Solidarności”. Msza św. o ich uwolnienie aresztowanych została odprawiona w kościele Dominikanów o godzinie 18:00.

2 Przed udzieleniem błogosławieństwa, stojąc przy ołtarzu, o. Honoriusz powiedział, że z miejsca, gdzie dokonała się przed chwilą zbawcza ofiara, wyraża swój protest przeciw temu, że do aresztowanych nie mają dostępu adwokaci ani rodzina, natomiast ma dostęp telewizja. Mówił, że jest oburzony jak można z czyjegoś nieszczęścia robić sensację. Prosił też, aby pod adresem tych, których pokazano w telewizji, nie wypowiadać pochopnie żadnego złego słowa. Mszę świętą koncelebrował o. Czesław Białek, jezuita.

Trzeba scalić to co Boże z tym, co ludzkie

16 stycznia 1983 niedziela
Iz 62,1-5 1Kor 12,4-11 J 2,1-12

Liturgia święta prowadzi nas dziś do Kany Galilejskiej. Tam zmierzał również Pan Jezus, tam jest źródło, oblubienica i miłość. Cała miejscowość jest skupiona wokół oblubieńców, którzy obchodzą swą radość. Można by powiedzieć – kawałek życia. Ale Duch Święty mówi, że jest to ranek, kiedy w Chrystusie objawia się moc Ojca i także nasza moc. Ten ranek sprowokowała Matka Najświętsza. Duch Święty w tym, co się zdarzyło w Kanie, chce nam objawić tajemnicę naszego życia. Jest w tej tajemnicy oblubieńcza miłość Boga, którą objawi wobec Syna, a Chrystus objawia ją wobec Kościoła. Żywą cząstkę tego Kościoła stanowi każdy z nas. A więc Chrystus przejawia oblubieńczą miłość wobec nas. I ona uwidacznia się w tajemnicy przemiany. W Kanie Galilejskiej, w tajemnicy miłości oblubieńczej Pan Jezus przemienił wodę w wino. Wiemy, że już niedługo wino stanie się krwią.
Duch Święty objawia się raz po raz w różnych darach. Tajemnica przemiany jest weselnym podarunkiem, darem z tytułu zaślubin. Trzeba tylko uwierzyć, że nasze życie ma szansę przemiany. Trzeba życiem dawać świadectwo tej tajemnicy. Jednemu dany jest dar mądrości słowa, innemu Duch daje dar poznawania, innemu dar czynienia cudów, innemu dar języków. Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce. Ale On chce każdego obdarować swą obecnością. On chce w każdym, kogo umiłował – żyć. Tylko my musimy chcieć zgodzić się na tę szansę, jaką Bóg daje każdemu z nas. I wtedy te dary Ducha Świętego stają się żywe.
Po prostu trzeba uwierzyć i chcieć, aby one działały. To nie dokonuje się jednorazowo. Trzeba scalić to co Boże, z tym co ludzkie. Scalić, nie rozbijać. Wtedy moje życie jest mocą, wtedy pojawiają się cuda. Nawet na przesłuchaniu może objawić się Jego potęga, tylko trzeba przez życie iść z Nim. Trzeba w życiu nadsłuchiwać Jego mocy.
To chce nam podpowiedzieć dzisiejsza liturgia w tym radosnym zdarzeniu w Kanie Galilejskiej, w tym radosnym obrazie Jeruzalem, kiedy Bóg objawia swą więź z narodem wybranym. My także jesteśmy narodem wybranym, a więc Bóg objawia więź z każdym z nas.

Racja stanu Polski

15 lutego 19831
Msza św. za ojczyznę
Rdz 6,5-8, 7, 1-5,10 Mk 8,14-21

Moi drodzy, jest to dzień, jest to wieczór przed środą popielcową, dlatego mimo, że jest to modlitwa za ojczyznę, jest nas tak niewielu. Myślę, że to w pewnym stopniu ilustruje sytuację dzisiejszej Ewangelii. Są sprawy, którym poświęcamy uwagę, tak jak i Apostołowie mieli sprawy, którym poświęcali swoją uwagę.
Powiedziałbym – jest to jedna ze scen Ewangelii najboleśniejsza, bo Pan Jezus – właśnie On – otoczony jest kompletnym niezrozumieniem.
Rozprawił się z faryzeuszami. Już wie, że ten dialog do niczego nie prowadzi. Chce przestrzec apostołów: uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów, kwasu Heroda. A apostołowie rozprawiają, że nie mają chleba! Kompletnie nie rozumieją Pana Jezusa ani Jego misji! Przyszedł do nich, tłumaczy, tych dwunastu wybrał, jak może rozjaśnia ich umysł i serce. A oni właściwie ciągle są zajęci tylko ziemią. Nic z tego nie rozumieją!
Że mają twarde czy zatwardziałe serca fary-zeusze – to sprawa oczywista. Ale ci najbliżsi, których on sam kształtuje, których wybrał, których po dwóch wysłał do miejsc, gdzie sam miał przyjść? Tych ostrzega przed wszelką obłudą, przed nieczystością, przed fałszem faryzeuszów czy Heroda. A oni rozmawiają, że nie mają chleba!
Rzeczywiście sytuacja dzisiejszej Ewangelii jest jakaś wyjątkowa. Pan Jezus czuje się w swojej misji samotny! Sam, mimo, że Go otacza dwunastu apostołów. I cóż z tego? Nic z tego co czyni, z Jego leczenia, z Jego oświecania – nic nie rozumieją! Tak tępy jest ludzki umysł! Mają Go w zasięgu, przecież widzą cuda, które czynił, przecież doświadczają na sobie tego światła, które niesie, które rozprasza wszelką ciemność, wszelką podłość. Bo Jezus jest na tym etapie przede wszystkim lekarzem. Ale w tej misji czuje się ciągle sam. Nawet, kiedy rozprawił się z faryzeuszami i jest w łodzi, jeszcze usiłuje do nich dotrzeć. Nic.
– Czasem rozprawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie pojmujecie? Jeszcze nie rozumiecie? Tak otępiały macie umysł? Macie uszy, a nic nie słyszycie? Macie oczy a nic nie widzicie?
– Nie pamiętacie ile koszy pełnych ułomków zebraliście, kiedy połamałem pięć chlebów?
– Spokojnie odpowiadają – dwanaście.
– A jak połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy – ile tych koszów ułomków było?
– Siedem. I nic nie rozumieją.
Często nasuwa się taka prosta analogia do naszej sytuacji. Tak w naszych narodowych okolicznościach są ci podobni do Pana Jezusa, którzy szarpią się, poświęcają się, chcą rozproszyć ciemności, wnieść trochę nadziei, gdzie jest beznadzieja, gdzie są sytuacje bez wyjścia. A społeczeństwo, gdyby rzucić trochę więcej do sklepów, to by jadło i może by to wystarczyło …
Taka czasem przychodzi człowiekowi refleksja. Ale to nie jest prawda, bo gdy zaglądnie się w to serce polskie – to ono jest czuwające. To ono w ciemności, w zniewoleniu – ma nadzieję.
W tych dniach rozmawialiśmy z wiarusem, jedynym może żyjącym z wiarusów – generałem Borutą-Spiechowiczem2, który przeżył cztery wojny, bodajże jedenaście lat na froncie. Gdy skończyła się ostatnia wojna mógł pozostać w Londynie, jednak wrócił do ojczyzny. Sumienie mu nakazywało wypisanie się z tego, co zastał. Jako generał wybrał pracę na roli, której poświęcił bodajże osiemnaście lat. I ten człowiek mający dziś prawie dziewięćdziesiąt lat mówi:
– Proszę ja was, jeżeli się ma czyste sumienie, to można patrzeć z podniesioną głową, z podniesionym czołem na każdą sytuację. Ja w zniewoleniu mogę żyć tylko jako wolny.
Nic go nie dosięgnie – ani zamachy, ani zniewolenie, ani krzywda. Był i jest, i będzie sobą zawsze! Jest to sprawa właśnie naszego wnętrza, bo człowiek z siebie emanuje dobro lub emanuje zło – właśnie ten kwas faryzeuszów i Heroda.
Dużo tego kwasu jest w naszej ojczyźnie, ale to nie znaczy, by ktokolwiek z nas, jakikolwiek Polak musiał być tym skalany. Można tak jak Boruta – Spiechowicz być nietkniętym w każdej sytuacji.
„Boże, Ty dałeś polskiemu narodowi w Najświętszej Pannie prawdziwą pomoc i obronę. Spraw, by za wstawiennictwem naszej Matki i Królowej religia cieszyła się wolnością, a ojczyzna rozwijała się w pokoju.”
Aby ta modlitwa się spełniła, starajmy się o czyste sumienie, a życie napełniajmy takimi wartościami, które się nie zmieniają w żadnej sytuacji. I bądźmy wierni.
____________________

1 Homilia odtworzona z zapisu magnetofonowego. Była to ostatnia msza, jaką za ojczyznę odprawił o. Honoriusz. Wielu przyjęło wygłoszoną podczas tej mszy homilię, jako bardzo osobisty testament i apel Duszpasterza nie tylko stanu wojennego.

2 Generał Mieczysław Ludwik Boruta-Spiechowicz (1894-1985) to postać niezwykła, o barwnej biografii, wyjątkowej nawet na tle skomplikowanych polskich losów XX wieku. Żołnierz trzech wojen, dwóch obozów jenieckich i siedmiu stalinowskich więzień. W czasie I wojny światowej w Legionach Polskich, od 1918 r. w Wojsku Polskim. Brał udział w kampanii wrześniowej, aresztowany przez NKWD był więziony w Stanisławowie, a następnie na Łubiance w Moskwie. W 1941 r. mianowany przez gen. Andersa dowódcą odtworzonej 5 Dywizji Piechoty. Po ewakuacji Armii Polskiej na Wschodzie przeniesiony do Wielkiej Brytanii. Do Polski wrócił w grudniu 1945 r. Na skutek konfliktu z gen. Karolem Świerczewskim przeniesiony w 1946 r. w stan spoczynku. Siedmiokrotnie odznaczony Krzyżem Wa-lecznych, Krzyżem Srebrnej Cnoty i Krzyżem Niepodległości z Mieczami. W 1977 r. był jednym z założycieli ROPCiO.

Szansa spotkania

6 marca 1983 niedziela
Wj 17,3-7 Rz 5,1-2,5-8 J 4,5-42

Z żywego dialogu Samarytanki z Jezusem, jaki przedstawia dzisiejsza Ewangelia św. Jana, można skorzystać, ale można też jakoś niefortunnie się zapętlić. Można podwójnie spojrzeć na to spotkanie.
Dla detektywa wszystko wygląda podejrzanie: w południe, przy studni, sam na sam – tu musiało być jakieś przekazanie informacji. To spotkanie jest członem w ogniwie wymierzonym przeciw narodowi. Bo sama postać Jezusa nie jest jasna. Sami nazareńczycy nie wiedzą dokładnie, jak było z Jego narodzeniem. Jest udokumentowane, że przyszli jacyś ludzie ze Wschodu i zostawili złoto. Złota nie zostawia się komuś tak bezinteresownie. I można, przez cały czas węsząc, nic nie zrozumieć i z nikim się nie spotkać.
A można popatrzeć na Ewangelię inaczej, tak jak została napisana. Wtedy zaczyna błyszczeć sekret osoby Jezusa.
Św. Jan w Ewangelii czyni katechezę, w której stopniowo ukazuje kim jest Jezus, jakie w tej tajemnicy zawierają się prawdy żywe. Świętemu Janowi wystarczy dowolny fakt, np. zmęczony Jezus siedzący przy studni. Ktoś przychodzi czerpać wodę, słyszy głos, głos ten zdradza akcent.
– Galilejczyk!
– Jak to, Ty Galilejczyk ze mną rozmawiasz?
– No, żebyś wiedziała…
I zaczyna się cudowny dialog i objawia to, co ma się objawiać. Samarytanka jest na powierzchni, a Pan Jezus sięga w studnię jej sumienia. Jest zaintrygowana żywą wodą. I tu zaczyna się coś dziać.
Jednak żeby doszło do spotkania, człowiek musi chcieć, musi otworzyć się na Boga. A przedtem trzeba uporządkować życie prywatne.
A jej życie było opłakane. Miała pięciu mężów i żaden nie był jej mężem. I ten, którego teraz ma – też nie jest jej mężem.
Jeśli Pan Jezus mówi o grzechu, to po to, by przebaczyć. Nie zostawia człowieka sam na sam z grzechem, bo człowiek by tego nie udźwignął. Stworzył szansę i owa kobieta ją wykorzystała.
– Ty jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga.
– Cześć Bogu oddajemy w Duchu i w Prawdzie.
To o nas, kochani, chodzi. W jaki sposób ja oddaję Bogu cześć? Co to znaczy ”w Duchu i w Prawdzie?” Czy nie staję przed Bogiem w zdrowaśkach, w przyzwyczajeniach i w pustych gestach?
Kobieta pobiegła do miasta, opowiadając Kogo spotkała. Jeśli choć raz spotkało się Kogoś, Kto jest całą nadzieją życia, źródłem życia, to pędzi się do innych, by się podzielić. Człowiek szuka kogoś drugiego, by zwierzyć się z bogactwa, którym został obdarowany. Przychodzą, patrzą i wierzą! I ta metoda odczytania zdarzeń przynosi życie.
Najpierw święty Jan mówi, że to jest wędrowiec, jakiś pielgrzym, potem, że to prorok, a w końcu dowiadujemy się, że jest to Zbawiciel świata, który rozdziela wodę życia. A woda życia to nic innego jak Duch Święty. Od nas zależy ten dialog, jak go przeprowadzimy. Jeśli tak jak ta niewiasta, to dzięki Bogu; a jeśli nie, to jest teraz czas, żeby coś z tym uczynić.

Sięgać w głąb

10 marca 1983
Jr 7,23-28; Łk 11,14-23

W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus wyrzuca złego ducha. Myślę, że ilekroć jest mowa o diable, jesteśmy zażenowani, ta scena jakoś nie pasuje do współczesności. I tak diabły krążą wokół naszych umysłów i serc. Niekiedy potrafią tak oplątać nasze umysły, że na pewnym etapie jest nam z tym dobrze i nie potrafimy już nawet myśleć w duchu Ewangelii.
Proszę zauważyć, co mówi Chrystus: Kto nie jest ze mną, jest przeciwko Mnie, kto nie gromadzi ze Mną – rozprasza.
Złe duchy mają swoich sprzymierzeńców, przez których nas przyciągają do siebie. Wystarczy nie współpracować z łaską, która jest w nasze życie wpisana, a zostać w płyciźnie, w mierności. I proszę naprawdę wierzyć, że diabelstwo krąży i próbuje nasze umysły oplątać. Dopiero Bożego palca trzeba, żeby je usunąć.
Czy ja współdziałam z „palcem Bożym”? Trzeba działać, trzeba usuwać korzenie zła w sobie, trzeba je wykarczować. Jest faktem, że diabelska pokusa wszędzie się próbuje dostać. Ale prawdą jest, że my mamy w sobie siłę, która zdolna jest oprzeć się złu – jest nią łaska.
Trzeba do tej Bożej obecności w nas sięgnąć i trzeba przejąć się słowem Pana Jezusa: Kto nie gromadzi ze Mną – rozprasza.
Nasza przynależność do Jezusa nie wynika jedynie z chrztu, a tym bardziej nie wynika z obowiązującej konwencji. Trzeba ciągle do tej obecności Bożej dorastać. Jeśli jest w nas umiłowanie tylko siebie samego, to trzeba to poletko karczować. Jeśli są jakieś niewłaściwe przywiązania – trzeba je usuwać i to od razu, jak tylko się to zauważy. Żeby je zauważyć, trzeba się skupiać, słuchać, co ten digitus Dei1 ma naszemu życiu do powiedzenia.
To kosztuje, ale to jest cena życia, które nie jest ślizganiem się po powierzchni, ale sięganiem w głąb. A tam jest On.
____________________

1 digitus Dei – palec Boży

Każdy dzień już teraz zarysowuje dramat

24 marca 1983
Rdz 17,3-9; J 8,51-59

Każdy dzień już teraz zarysowuje dramat. Bóg czyni wszystko, by była jedność: zawiera przymierze i pamięta o przymierzu, jest mu wierny. Jednak coś się w tej ludzkiej rodzinie wybranej i umiłowanej dzieje. Cóż takiego Pan Jezus uczynił, że wzbudził tyle nienawiści? I my czasem zastanawiamy się przy różnych okazjach: tak dobrze chcieliśmy, tyle starań, a tyle podejrzeń z tego wynikło.
Trzeba odrzucić te wszystkie opinie, a motorem postępowania niech będzie twoje serce, w którym przebywa Duch Święty. Obojętnie co powiedzą. Im bardziej będziesz bezinteresowny, tym więcej zwali się na ciebie podejrzeń.
Patrzę w dzisiejszą Ewangelię i myślę – cóż ten Pan Jezus narobił, że stał się przedmiotem takiej nienawiści – mówił o Ojcu.
Zawsze motłoch ma pewność. Ci, którzy kierują tłumem mają pewność. Można prawdę wysuszyć w fałsz.
Miejcie, kochani, oczy otwarte na to co się dzieje. W dzisiejszej Ewangelii dla Faryzeuszy nie do wybaczenia są słowa: „Jest Ojciec mój, który mnie chwałą otacza, o którym wy mówicie – jest naszym Bogiem”. I dalej Pan Jezus mówi, że po prostu jest tak jak Ojciec – JEST.
Słyszymy echo krzewu płonącego na pustyni. Dochodzimy do istoty tego Boskiego JEST; Bóg nie staje się, to my się stajemy. Bóg JEST. Jeżeli uklękniemy przed tym, który JEST, to odnajdujemy sens naszego stawania się. My ciągle o tyle jesteśmy, o ile możemy wziąć z Ojca. Inaczej, to tylko garść popiołu i trochę pracy dla tych stworzeń pod ziemią. Natomiast tego, kim jesteśmy, nikt nie ugryzie.
Jest książę, który nie jest. Jest antybytem. On ma metropolie do dyspozycji, tylko trzeba mu służyć. Broń Boże!
Jeśli służyć, to tylko Temu, który JEST. Jesteśmy zagarnięci przez Ojca w tę samą rodzinę, po to, by tak jak On BYĆ, by starać się o ten kształt, który nam pozwoli BYĆ.

Przemiana dokonuje się mocą wiary

7 kwietnia 1983
Dz 3,11-26 Łk 24,35-28

To jest ciąg dalszy skojarzenia z ewangelicznej drogi do Emaus. Jeszcze Pałały ich serca. Opowiadają sobie, jak Go spotkali. Wtedy staje Pan Jezus wobec nich i mówi:
– Pokój wam.
Wyobrażam sobie tych, którzy byli w drodze, tych znękanych, a teraz dzięki wewnętrznemu rozpoznaniu, spada na nich pokój Chrystusowy. Wyobrażam sobie te ludzkie serca targane wątpliwościami, zatrwożone, wylękłe i na to wszystko spada pokój Chrystusa Zmartwychwstałego.
Gdy dokonuje się scalenie, dokonuje się ono mocą wiary. Aby tę przemianę uprawdopodobnić i uwierzytelnić Pan Jezus pyta:
– Macie tu coś do zjedzenia?
To jest nieprawdopodobne, On może przeniknąć drzwi zamknięte, Apostołowie wiedzą, że umarł, a tu zachowuje się jak żywy!
Taka rzeczywistość jest przed każdym z nas, jeżeli będziemy wewnętrznie scaleni. Dlatego przed nami ta tajemnica chleba i wina – żebyśmy zrozumieli, że to jest najistotniejsze w życiu. Żebyśmy byli przygotowani do tej totalnej przemiany.
To jest ta wspaniałość perspektywy wiary – przemiana. Będziemy do Niego podobni – całkowicie przemienieni. Tylko w momencie, kiedy On otwiera nasze umysły, abyśmy rozumieli pisma, należy dziękować. W tej tajemnicy, w której teraz uczestniczymy, jest to dziękczynienie. Ten nurt naszego wierzenia doprowadzi nas do zmartwychwstania!

Naprawdę żyje się tylko w Bogu

14 kwietnia 1983
Dz 5,27-33; J 3, 31-36

W Ewangelii św. Jana słyszymy język dla niego charakterystyczny: „Kto pochodzi z ziemi, należy do ziemi i po ziemsku przemawia”, albo te charakterystyczne przecież zwroty: „Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne, kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia.”
Synoptycy raczej będą mówili o Panu Jezusie jak o tym, kto jest mocny w słowie i czynie. Jan jakby unikał tego co na zewnątrz, a chciał wniknąć w Boga samego. Ten, który Jest – to nazwy Boga, których używa św. Jan.
Rzeczywiście – dla tego który wierzy, całe bogactwo Boga trójjedynego jest jego bogactwem i tak naprawdę żyje się tylko w Bogu, wnikając w źródło życia. To źródło objawia się poprzez Syna, który jest w Ojcu, i abyśmy nie byli sami, posyła nam Ducha Świętego, który nas oświeca. Jeżeli człowiek nic o tym nie wie, to ten człowiek nie żyje.
Dla tego, który wierzy, wszystko staje się jasne, rozjaśnione – to nie znaczy, że łatwiejsze. Czasem trudniejsze – z tytułu wierzenia. Ale skoro się ma cel, można znaleźć odpowiedź na pytanie – jak?
To jest nasze misterium tremendum et fasci-nosum1!
Można drżeć, ale można też z miłością klękać, że Bóg jest dla nas tak dostępny!
____________________

1 Misterium budzące trwogę i zachwyt.

Contemplata aliis tradere1

16 kwietnia 1983
Dz 6,1-7; J 6,16-21

„Nie bójcie się. To ja jestem.” Słyszymy te słowa tak samo jak Apostołowie. Pan Jezus zmartwychwstał, a tymczasem ta Ewangelia jest jakby pośrodku słów, jakie Apostołowie usłyszeli po rozmnożeniu chleba.
Pan Jezus chce powiedzieć o chlebie, który mają spożywać, o chlebie dającym życie – o swoim ciele. Krocząc po wzburzonych falach, ma okazać swoją moc, jakby potwierdzającą możliwość przemiany chleba – Nie bójcie się, to ja jestem!
My również, jak uczniowie, bywamy targani różnymi wichrami. Można przeżyć każdą burzę, jeśli jest się w Jego obecności, w Jego zasięgu. Ale trzeba swoje życie utkać jakby z Jego życia, z Jego ciała.
Pierwsze czytanie uchyla nam rąbek tajemnicy z życia pierwotnej gminy chrześcijańskiej. Można sobie wyobrazić, jakie były spory między tymi, którzy widzieli Pana Jezusa i tymi, którzy przyszli potem. Eucharystia musiała być dla nich wielkim świętem jedności, prawdziwą agapą braterstwa. I widzimy, że to jest centrum, dzięki któremu potrafiła ta pierwsza gmina przetrzymać napory nowo przychodzących. Potrafiła pomalutku tworzyć pełnię chrześcijaństwa, wynikającą z tajemnicy spożywania Ciała i Krwi Chrystusa. Te uczty musiały się przedłużać, bowiem czuli się na nich doskonale. I w pewnym momencie Apostołowie zauważyli, że nie są po to, by posługiwać przy stole, ale że są do posługi Słowa.
W tym kontekście „posługę Słowa” należy rozumieć jako kontaktowanie się z Bożym Słowem i dopiero – poprzez ten kontakt – niesienie Boga innym. Myślę, że ten kto mówi, musi Słowo Boże wpierw ukochać. Dlatego w naszym zakonie obowiązuje zasada contemplata aliis tradere. Dopiero z takiego wnętrza można obdzielać w obfitości.
Jesteśmy zagarnięci w tajemnicę Bożego Słowa. Musimy pytać siebie: jak sobą dysponować, kształtować, jak siebie powołać, żeby ta tajemnica objęła całe życie. Aby i dziś Słowo Boże rozszerzało się. Aby i dziś wzrastała liczba uczniów i aby wielu przyjmowało wiarę.2
____________________

1 Jest to zawołanie dominikańskie, którego autorem jest św. Tomasz z Akwinu. Oznacza tyle co: kontemplować i dzielić się owocami tej kontemplacji.

2 Była to ostatnia homilia o. Honoriusza na „siódemce”. Następnego dnia, w niedzielę 17 kwietnia wygłosił homilie na „dziewiątce” i na mszy o 12.30. Po południu wyruszył w drogę do rodziców do Mławy. Około 17.00 w Wydartowie uległ „wypadkowi”